9.12.2009

added superordinate reference:

jestem zbiorem słów lub wyrażeń, jestem słownikiem w grubej oprawie. plastikiem obklejającym papier. środkowym palcem, dotykam cię w język. rozwija się z gardła, jak w wikipedii. z czynności praktycznych: gotuję, całuję, ściągam koszulkę, majtki, muzykę. udaję staranność, gdy jesteś i patrzysz. wykrawam żyłki, błony i ścięgna. rozgrzewam patelnię, olej i ręce.

ona faktycznie miała siłę, nie wiesz, jak wielką, kupowała ją na wyprzedaży w tesko. czytała pięć minut dziennie codziennie. myśląc o bombie nuklearnej, zapisując się do grup tematycznych, walka z rakiem, walka z aids, walka z wirusem opryszczki. on fan surowców wtórnych, biodegradacji, musli z bananami, propagator niedowyrazu twarzy, trakingu, kempingów, bansingu. ale tylko na zasadzie andergrandu. na zasadzie kanta. na zasadzie fengszui. bardzo się kochali pijąc kolę popijając kampari. rozmawiali o recenzjach, może nawet planowali to przeczytać, zobaczyć, albo to polizać. mówili o miłości, zdradzali się tylko w rpg. sprzedawali metodą pay-pall: poglądy w formie mmsowej kartki z kalendarza, uczucia w formie kocham cię każdego dnia i walizki na dmuchanych kółkach. bo cała ich otoczka to był dmuchany plastikowy bubel. do kupienia w każdym fajnym klubie.

5.12.2009

27.11.2009

wspaniały nowy świat.

w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku henri nestlé zaczął eksperymentować z różnymi mieszankami krowiego mleka, mąki pszennej i cukru, poszukując nowego pożywienia dla niemowląt, których matki nie mogły karmić piersią. matki często nie mogą karmić niemowląt piersią, bo matki są na przykład w delegacji. zostawiają na szafce pieniądze symbol troski, a w popielniczce papierosa symbol rychłego wyjścia i równie rychłego powrotu. szczęściem mym są codzienne twe powroty, śpiewała violetta villas, a następnie ty, one i oni, chowając do kieszeni banknoty pięćdziesięciozłotowe. 140 lat po tym, jak henri nestle zaczął eksperymentować z mlekiem modyfikowanym, poszukując nowego pożywienia dla niemowląt, których matki odleciały airfrance'ami, wizzair'ami i innymi lotniczymi liniami, w nowym wspaniałym świecie była impreza. już nie niemowlęta i nie nestlé, ani bebilon, nie gerber i nie kinderczekolada, ale zamiennie: wóda i kawa. "przesiadywali w warszawskich kawiarniach i wierzyli, że świat się kręci wokół nich." mieli teorie, że pół piwa to nie piwo, mieli zapalniczki na paliwo i wierzyli, że świat zaczyna się i kończy, między świętokrzyską, a degolem, a nawet między świętokrzyską, a krakowskim. mieli potargane włoski w nosie konwenanse na głowie szklanki i wierzyli, że świat się kręci w okół nich. "serce człowieka bije drugiego niemiłosiernie" z hjuston, z moskwy i z lublina pisały do nich matki. z terminali leciały paragony. z nosów leciały smarki. z taksówki, z marynarki w piżamy do łóżek.

http://www.youtube.com/watch?v=B_FftitLDVE

22.11.2009

basic space.

pisk opon, zgrzyt blachy i trzask pękających szyb. dictionary terms for zamglenie, definition for zamglenie, thesaurus and translations of zamglenie to polish. nawet kilkanaście aut potrafi wpaść na siebie jedno po drugim.
siedzimy w nowym wspaniałym świecie na nowym świecie róg świętokrzyskiej. stoją stoliki za stolikami. siedzą też nogi magdy cieleckiej. zaciągam bluzę na twarz i na ręcę i chowam kolana pod ściągacz, najgłębiej. co chwila ktoś pyka mnie szklanką w przedramię i pyta, co sądzę o /
co chwila ktoś pyka mnie szklanką w ramię, wybieram więc miejsce, najsłabsze szwy bluzy, przebijam się palcem udając odpowiedź. wskazuję tym palcem: wc, zapalniczkę. co chwila ktoś pyka mnie szklanką w ramię, podaje mi szklankę. jest z wodą, jest mokra i z lodem. wyciągam głowę i ręce z tej bluzy, wodę połykam i pykam wprost z gardła. bąbelek powietrza zawiesza się śmierdząc, to moja odpowiedź a zarazem sedno. jest cisza. i nagle wszystkie stoliki i magda cielecka z nogami biją mi brawo na tę odpowiedź bez słów. i widać też konsternację na sali.

18.11.2009

jestem woodymallenemmenellamydoow metsej

dzwonią z pracy, gdzie jestem. otóż zawiesiłam się nad papierosem, tak ładnie się palił, tlił się i szarzył. raz na jakiś czas podrzucałam polopirynę, tak, że lądowała w moim gardle, gestem nonszalanckim i byłam, jak: (tutaj wymieniam wszystkich poznanych przeze mnie bohaterów literackich). leżałam twarzą w poduszce kończąc ze sobą przez uduszenie, bo popsuł się mój komputer. leżałam nad rozlanym mlekiem i dalej nie wiem, jak to możliwe, że z kubka kawy, kawa wylewa się na mnie, a mleko z kawy na ziemię. gdzie wiąże się z kurzem i tworzy coś jakby budyń. siedziałam na parapecie i przychodziły mi do głowy ekstra zdania, takie zdania na koniec filmu w holiłuckim stylu, których nie zapisywałam. i zapominałam. spałam na filmach dokumentalnych o biednych dzieciach, urwanych nogach i rękach, choć powinnam być poruszona. ruszałam książki, które rusza się tylko z nudy. ruszałam palcem tylko na jedzenie. dłubałam w oczach. i palcem pod żebrem. jak ten święty tomasz, żeby podkreślić swoje cierpienie. i wierzę, że w końcu zabije mnie polopiryna, że wpadnie mi w krtań, albo gdzieś, gdzie nie powinna. dzwonią z pracy, udaję, że nie mam palcy. palców. i widzisz, w każdym zdaniu brakuje mi ciebie do puenty.

17.11.2009



16.11.2009

edyta jest z erazmusa i pisze:



witaj olu! epidemia to ściema. czasem jak widzę w metrze ludzi w maskach to mam ochotę uciekać na hałdy z węglem i powdychać powietrze z huty. 

12.11.2009

kilometry.

najgorsze są dni jak choriatiki. jak retsina. jak tzatziki. i cóż z tego że z nim nie śpisz. skoro nie śpisz ze mną. i cóż z tego że jesteśmy zdrowi. skoro w środku mamy lej. chciałbym być gołębiem. chciałbym być pocztowym znaczkiem. chciałbym byś mnie pośliniła. i wysłała gdzieś. pociąg relacji warszawa (centralna i śmierdzi) - łódź (fabryczna i mało skojarzeń). bagaż podręczny: papierosy, zapalniczka i papierki po słodyczach. opis przyrody: muzyka (pisk kasownika). łódź kojarzy mi się z rozwodnionymi ulicami. podróże kojarzą mi się z: potem. potem pojedziemy, potem zobaczymy. chciałbym byś mnie pośliniła. i wysłała gdzieś. a jednak jedziemy. skład marki interregio, mistsubiszi rocznik dziewięć pięć, na nadgarstku mam ślinę do śliny przyklejony bilet. nie pamiętam, jakie to miasto, ani jaka to ulica. w słuchawkach leci tiersen. lublin to zwrotka. łódź to refren. warszawa to sprzężenie. po pierwszym kroku postawionym na chodniku, po pierwszej w nim dziurze, po ślizgu, na pierwszym napotkanym papierku, po pierwszym plasku gównem o podeszwę, po pierwszym zgaszonym na ziemi papierosie, wiem że stoję, a miasto
a miasto jest moje. gdybym mogła zamieniłabym się miejscem z prądem. jako muzyczka, dzwonek, prąd, albo fala radiowa zapieprzając nad torami, asfaltem, kostką brok'a. serce słodkie słowo kojarzy się z piernikiem a ja chciałbym być rzeźnikiem.

5.11.2009

27.10.2009

jesteś martyną wojciechowską.

wyobrażam sobie kobietę na krańcu świata, przesuwającą krótko obciętymi paznokciami po jasnych włosach, jej białe podbicie stóp i brązowawą skórę. kinder bueno. politurę znamion. zbroję poduszek w żakiecie. nike for women. rząd równych białych zębów z intrygującym skrzywieniem. blend-a-med. gdzieś w okolicach trójek. wyobrażam sobie, że mówi z wdziękiem. dźwięczne cześć z dźwiękiem plaskającej o drugą dłoń dłoni. zaufały nam już miliony polek. i równie wdzięczne spierdalaj. umieszczam ją w dowolnym miejscu na żółtej mapie panoramy firm/ google maps/ zoomie/ umieszczam ją na twardym i wyprostowanym kręgosłupie. z którego wierzchołka patrzy na wszystkich z góry. wyobrażam sobie, jak skubie wargami kołnierzyk koszuli. gotuje wodę na kawę przy pomocy palnika. wyobrażam sobie kraniec świata na ostatnim piętrze wieżowca. kserokopiarkę i kobietę na krańcu biurka, na krańcu pokoju, w końcu korytarza, bez okien i, w końcu, bez perspektyw na automat z kolą. jej nogi splątane kablami i trampki. boa dusicieli umierających przez samouduszenie w klimatyzacji. air conditioning brzmi jak skoki spadochronowe w tubie powietrznej wystrzelonej prosto z kartongipsowej ściany. widzę, jak walczy z kablami, podnosi sobie w pocie czoła powieki zapałkami. palcem dłubie w stercie papieru rozpalając ogień na bazie tego papieru i lakieru do paznokci, sally hansen. wyobrażam sobie, jak wkłada swoje dzieci do pieca konwekcyjnego by podgrzewać miarowo ich nierumiane buzie. jak w bluzie z kapturem przed biurem robi 300 metrów. poci się prawdziwym potem o zapachu skóry i poliestrowej bluzy. nike. just do it.

26.10.2009

czas nas uczy, albo zachuj nie.

było miło, ale już mi się nie chce.

20.10.2009

jestem pokojem taty.

pap jest jedyną państwową agencją informacyjną zobowiązaną do uzyskiwania i przekazywania informacji. jedynym rzetelnym źródłem informacji są dla mnie twoje oczy. oraz stanowiska sejmu, senatu, prezydenta i rady ministrów. umożliwia innym naczelnym organom państwa prezentowanie stanowisk w ważnych państwowych sprawach. biologia, niepatetycznie wyjaśniam. tłumaczysz mi wszystko. na linii usta - rozłożone ramię - wskazujący palec. pap jest ograniczony w przeciwdziałaniu plagiatowi. europejskie systemy prasowe to gest bardziej rozbudowany. łokieć, ramię, dłoń pod kolanem. operujesz terminami. niestety ja nie operuję terminami. nie studiuję, nie rysuję i nie piszę książek, najwyżej postanawiam studiować/ rysować/ coś skończyć. koresponduję z uczelnią podaniami. operuję obrazami. między dwoma placami w warszawie jest betonowa ławka. ta ławka jest z napisami. obracasz w palcach papierosa, co jest tak strasznie dla mnie męczące, patrzeć jak tak obracasz tego papierosa, czy wysypie się z niego jeszcze trochę. zagraniczne systemy medialne, kiedy mrużysz oczy, jak już wreszcie zapalisz, zaczynasz pościg. palcami po swoich nieułożonych włosach. jest włącznik światła na schodowej klatce i pięć cm obok też jest coś tam. między placami jest betonowa ławka, gdzie ktoś napisał coś tam. nie wiem, serio, jak można naruszyć prawo w tekście śledczym, nie rozróżniam czasopisma od pisma i gazety. jeśli w ogóle jest jakaś różnica. tłumaczysz i nakładasz makijaż, tłumaczysz i zmywasz makijaż. brudzisz kubki i talerze, zasychają, zapominasz. serio, nie wiem, czy masz retorykę, czy erystykę i, gdzie pada akcent. wiem natomiast, ile się mieści obrazów w małym pokoju, bynajmniej nie na ścianie. ty to zdefiniuj, ja ci to pokażę
.

11.10.2009

30.09.2009

jestem bauerem.

on, który wygląda jak zboczeniec, zajmuje się "seksem" wysyła mi zamówienie:
"ZAMÓWIENIE, SEKS, 42, PARA W ŁÓŻKU KOCHA SIĘ, ONA NIE UŚMIECHA SIĘ, NIECH BĘDZIE WIDOCZNY TYŁ GŁOWY, MOŻE TEŻ LEŻEĆ TYŁEM. PROBLEMEM JEST ZBYT DUŻY CZŁONEK JEJ MĘŻA, KTÓRY SPRAWIA BÓL." później siedzimy razem i wybieramy te zdjęcia. jest super.

17.09.2009

zosia.


9.09.2009

lavapies/ nowy świat


wydaje ci się, że wszystko już widziałaś kultury pałac, że będzie tłem twojej pocztówki z warszawy. różowe obłoczki. rajkowska liże cię w okulary. wydaje mi się, że mylisz atrapę laswegas z atrapą warszawy.
wysiadasz na luton, potem na barajas. stajesz na lavapies. jest madrycki wrzesień. wtapiasz się w tę ulicę, a twoje podeszwy stapiają się z chodnikiem. mija cię 3.273.729 osób. wyciągasz ukradkiem z kieszeni papierek. zbierasz zapachy. z lepkim ulicznym powietrzem. kładziesz na język. zjadasz. pocierasz ręką po karku. wchłaniasz. twoje koleżanki pytają, skąd masz rumieńce. a ty rozkładasz ręce. wyobrażasz sobie, że zawiązują na tobie wstążki, częstują cię uśmiechami. że podpalają ci papierosy, że spalasz się z papierosami. przez okienko samolotu widzisz, jak hiszpanki uśmiechają się do ciebie. jeszcze sto stóp nad ziemią. koleżanki pytają, czemu patrzysz w ziemię. przecież nie będziesz patrzeć w niebo, lecisz niebem.


mijam cię wzrokiem, mijam też ulice z samochodami, piony z poziomami, niebo z na nim znakami. mijając cię wzrokiem mam minę adekwatną do tej bylejakiej pogody. nie ugną się pode mną nogi. moim motywem przewodnim jest chodnik, albo rozbite o chodnik mózg z sercem, albo chłopak leżący na chodniku, czekający na karetkę. spotykam ulę w kapeluszu, a potem degola. kapelusz i degol mają kolor szary. zaczepiam się włosami o druty wysokiego napięcia, którego w sobie nie mam. nie czuję. nie przewiduję, by coś się zmieniło przez najbliższą resztę mojego życia. uśmiech wyszedł mi z użycia, zaczepiam się włosami o rękę de gola. przypadkiem. jestem jak elektryczny bałwanek na wieżowcu miszlę. obserwuję warszawę z góry. ale warszawa nie obserwuje mnie.

8.09.2009

jestem natymacztery.


czy to nie przypadek nie to nie przypadek nie to jest wypadek na skrzyżowaniu ręce rozsypało oczy poturlało wędlinę wysypało z kanapek a bułki z siatek potoczyły się, a ja odmieniam na wszystkie możliwe sposoby transport zbiorowy. o tym, że jechałam do pracy bez biletu konsystencja powietrza była zbyt konsystencją a za mało w niej było powietrza był to wagon przedział przegub byłam w biegu nie miałam biletu wkurwiałam się na szybę z pleksiglasu za szybą z pleksiglasu był monument w wagonie w przedziale w przegubie byli ludzie. czuję że się duszę, ale nie można otwierać okien pojazd jest klimatyzowany nie można wyjść na czerwonym bo drzwi są zablokowane na rogu takiej i takiej ulicy ruchome schody metra odciski butów kontur kredy na chodnikach, ładnie? syndrom paryski, kochanie to jest za dużo zdań na jednym skrzyżowaniu (paryża). to samo tyczy się warszawy, chociaż syndrom warszawski ma wydźwięk pejoratywny (nie uważasz), że wszyscy przypierdalają się gdy masz w dowodzie napisane warszawa. kasownik cyka klimatyzacja pyka miarowo stukam paluszkiem w siedzenie myśląc o wszystkich historiach rozbudowanych jak cała komunikacja, jak moja dziewczyna, jak moja dziewczyna złapała mnie za łokieć pod ambasadą rosyjską, jak rozbiłam rower w alei róż, jak chlust wody z fontanny na bankowym rozerwał mi wargę i połamał nogę.

19.08.2009

18.08.2009

(nie)jestem stąd.

współczesna literatura jest tak współczesna, bo na okładce widzisz swojego kolegę z uczelni, który (adnotacja na obwolucie) wspina się wyczynowo jeździ autobusami jest homo albo hetero. czyta niczego albo niczego nie czyta słowa cisną mu się na język, złość ciśnie mu sie na pięści. jest indywidualistą, robi w majnstrimie, sika też do niszy, nie powiela kliszy, choć klisza to ja, jak pisze. poniedziałek: ja, wtorek: ja, środa: ja (za gombrowiczem).
podobnie, jak autor, a zarazem główny bohater pierdolisz ten system, walczysz ze światem. pierdolisz też swoich kolegów i koleżanki. niektórych po cichu, innych w sypialni. jesteś
specjalistą, bo z mlekiem bebiko wyssałeś wszystkie techniki bezpośredniej sprzedaży. face to face, chuj ci w dupę, b2b. jesteś dziwny. masz znamię albo bliznę. musisz się wyróżniać, wypróżniać się w niszy, sypiać z najbliższymi. we wszystkie łikendy za pół ceny. gotujesz sobie zupkę instant, inne są instant, ja jestem gotowa jak określiła się pomidorowa. określasz się. pracujesz w nocy, śpisz w dzień, pijesz aktimel, badasz się na hiv, ale na pewno nie można o tobie powiedzieć, że coś cie ominie.