18.11.2009

jestem woodymallenemmenellamydoow metsej

dzwonią z pracy, gdzie jestem. otóż zawiesiłam się nad papierosem, tak ładnie się palił, tlił się i szarzył. raz na jakiś czas podrzucałam polopirynę, tak, że lądowała w moim gardle, gestem nonszalanckim i byłam, jak: (tutaj wymieniam wszystkich poznanych przeze mnie bohaterów literackich). leżałam twarzą w poduszce kończąc ze sobą przez uduszenie, bo popsuł się mój komputer. leżałam nad rozlanym mlekiem i dalej nie wiem, jak to możliwe, że z kubka kawy, kawa wylewa się na mnie, a mleko z kawy na ziemię. gdzie wiąże się z kurzem i tworzy coś jakby budyń. siedziałam na parapecie i przychodziły mi do głowy ekstra zdania, takie zdania na koniec filmu w holiłuckim stylu, których nie zapisywałam. i zapominałam. spałam na filmach dokumentalnych o biednych dzieciach, urwanych nogach i rękach, choć powinnam być poruszona. ruszałam książki, które rusza się tylko z nudy. ruszałam palcem tylko na jedzenie. dłubałam w oczach. i palcem pod żebrem. jak ten święty tomasz, żeby podkreślić swoje cierpienie. i wierzę, że w końcu zabije mnie polopiryna, że wpadnie mi w krtań, albo gdzieś, gdzie nie powinna. dzwonią z pracy, udaję, że nie mam palcy. palców. i widzisz, w każdym zdaniu brakuje mi ciebie do puenty.

2 komentarze: