13.10.2012

dokładnie tam. na rogu takiej i takiej budynki wsysane przez asfalt, asfalt wciągany przez błoto, miasto nadrabia nocą z robotą. pompuje kawę w połowę płuca, tlen doprowadzam uchem środkowym. kurz na klawiszach układa się właśnie w szare, obleśne SŁUCHAJ, NIE ZDĄŻYSZ.  
wszystko się zawiesiło. system, przeglądarka, kable nad moimi stopami, kurz pod moimi rękami, temperatura ścian i rytm ludzi przechodzących pod oknem, wszystko drga powtarzając sekwencję ruchu od rozpoczęcia do połowy, od rozpoczęcia do połowy, jedyna narastająca akcja to odruch wymiotny, tak mam, tadam, biegnę więc w jakąkolwiek stronę i marzę, żeby przeciąć to wszystko własnym pędem na połowę. koniec, dobranoc, do zobaczenia jutro rano.
zamiast fototapety w las oraz jesień dekoracje ze sztucznych świateł, przygasłe pomarańczowe światła latarni, jaskrawo - różowe światełka witryn sklepowych, zielone pulsujące neony aut przewozu osób i w tej sytuacji może przyjść do głowy, że gdyby poszedł prąd, to beton i płyty ze styropianu. szkło i papier z odpadów. marzenia o wilgotnych lasach, mchu i ciepłych jamach w ziemi, tymczasem idę dalej, ej, wszyscy idziemy. chodnik i pety. asfalt i śmieci. brokat ulotek pod podeszwami. wściekłe zwierzęta schodowych klatek. zawsze kokakola, wdech wydech, chuch na szybę i znaczki kreślone palcem, w lewo i w prawo, po bazie z kurzu, zygzaki na biurku i wiórki paznokci.