30.09.2009

jestem bauerem.

on, który wygląda jak zboczeniec, zajmuje się "seksem" wysyła mi zamówienie:
"ZAMÓWIENIE, SEKS, 42, PARA W ŁÓŻKU KOCHA SIĘ, ONA NIE UŚMIECHA SIĘ, NIECH BĘDZIE WIDOCZNY TYŁ GŁOWY, MOŻE TEŻ LEŻEĆ TYŁEM. PROBLEMEM JEST ZBYT DUŻY CZŁONEK JEJ MĘŻA, KTÓRY SPRAWIA BÓL." później siedzimy razem i wybieramy te zdjęcia. jest super.

17.09.2009

zosia.


9.09.2009

lavapies/ nowy świat


wydaje ci się, że wszystko już widziałaś kultury pałac, że będzie tłem twojej pocztówki z warszawy. różowe obłoczki. rajkowska liże cię w okulary. wydaje mi się, że mylisz atrapę laswegas z atrapą warszawy.
wysiadasz na luton, potem na barajas. stajesz na lavapies. jest madrycki wrzesień. wtapiasz się w tę ulicę, a twoje podeszwy stapiają się z chodnikiem. mija cię 3.273.729 osób. wyciągasz ukradkiem z kieszeni papierek. zbierasz zapachy. z lepkim ulicznym powietrzem. kładziesz na język. zjadasz. pocierasz ręką po karku. wchłaniasz. twoje koleżanki pytają, skąd masz rumieńce. a ty rozkładasz ręce. wyobrażasz sobie, że zawiązują na tobie wstążki, częstują cię uśmiechami. że podpalają ci papierosy, że spalasz się z papierosami. przez okienko samolotu widzisz, jak hiszpanki uśmiechają się do ciebie. jeszcze sto stóp nad ziemią. koleżanki pytają, czemu patrzysz w ziemię. przecież nie będziesz patrzeć w niebo, lecisz niebem.


mijam cię wzrokiem, mijam też ulice z samochodami, piony z poziomami, niebo z na nim znakami. mijając cię wzrokiem mam minę adekwatną do tej bylejakiej pogody. nie ugną się pode mną nogi. moim motywem przewodnim jest chodnik, albo rozbite o chodnik mózg z sercem, albo chłopak leżący na chodniku, czekający na karetkę. spotykam ulę w kapeluszu, a potem degola. kapelusz i degol mają kolor szary. zaczepiam się włosami o druty wysokiego napięcia, którego w sobie nie mam. nie czuję. nie przewiduję, by coś się zmieniło przez najbliższą resztę mojego życia. uśmiech wyszedł mi z użycia, zaczepiam się włosami o rękę de gola. przypadkiem. jestem jak elektryczny bałwanek na wieżowcu miszlę. obserwuję warszawę z góry. ale warszawa nie obserwuje mnie.

8.09.2009

jestem natymacztery.


czy to nie przypadek nie to nie przypadek nie to jest wypadek na skrzyżowaniu ręce rozsypało oczy poturlało wędlinę wysypało z kanapek a bułki z siatek potoczyły się, a ja odmieniam na wszystkie możliwe sposoby transport zbiorowy. o tym, że jechałam do pracy bez biletu konsystencja powietrza była zbyt konsystencją a za mało w niej było powietrza był to wagon przedział przegub byłam w biegu nie miałam biletu wkurwiałam się na szybę z pleksiglasu za szybą z pleksiglasu był monument w wagonie w przedziale w przegubie byli ludzie. czuję że się duszę, ale nie można otwierać okien pojazd jest klimatyzowany nie można wyjść na czerwonym bo drzwi są zablokowane na rogu takiej i takiej ulicy ruchome schody metra odciski butów kontur kredy na chodnikach, ładnie? syndrom paryski, kochanie to jest za dużo zdań na jednym skrzyżowaniu (paryża). to samo tyczy się warszawy, chociaż syndrom warszawski ma wydźwięk pejoratywny (nie uważasz), że wszyscy przypierdalają się gdy masz w dowodzie napisane warszawa. kasownik cyka klimatyzacja pyka miarowo stukam paluszkiem w siedzenie myśląc o wszystkich historiach rozbudowanych jak cała komunikacja, jak moja dziewczyna, jak moja dziewczyna złapała mnie za łokieć pod ambasadą rosyjską, jak rozbiłam rower w alei róż, jak chlust wody z fontanny na bankowym rozerwał mi wargę i połamał nogę.