6.01.2010

jestem nieposiadaniem siły pomocy.

jedzie tramwaj, leży kupa, ścieka ściek. wszystko to łączy i stapia się w tło. na tym tle jaskrawe punkciki mijają się, by potem odnaleźć się. czytają razem książki, jedzą razem śniadanie, ktoś gdzieś powiedział, że przelecieć można nawet otwartą ranę. zaprawdę powiadam ci, rośnie mi tłuszcz na zimę, ważą mi się łzy, katar i inne wydzieliny. mam do ciebie uczucia. na tym tle jaskrawe punkciki tenisówki trampki kurtki kaptury szaliki czapki sznurówki szlufki pasków paski podświetlane matryce zegarków wskazówki gumki guziki szwy pękające pyk pyk kanty mankiety dekolty kieszenie worki kieszeniowe i znowu szaliki krążą w okół siebie, jak muchy w okół wyżej wymienionej kupy. zrobię ci namiocik, schron od tych wymiocin, które wyleciały z wyżej wymienionych części garderoby. co miesiąc kupię miesięczny w jedną stronę. co pół roku interregio w jedną stronę. co miesiąc zrobię ci kanapkę. rosół. albo coś tam co się je na niestrawność. będę thordvalsenem, skrzyneckim, turnauem, urbańskim i drzyzgą. sokistą w interregio, piwnicą pod baranem.